Strona główna arrow 15 dni włóczęgi - 2001
15 dni włóczęgi - 2001.
Redaktor: Anna Gawryś   
08.09.2009.

 KORONA GÓR POLSKI

15 dni włóczęgi,
czyli wyprawa w Góry Opawskie, Bystrzyckie, Orlickie, Stołowe oraz Adrspašsko- Teplikcké Skály
 
W sudeckim lesie. Rys. A. A.Gawryś. 
Dzień 1
 
       Plecaki zapakowane jak należy, prowiant na drogę przygotowany, stan pełnej gotowości – dzielne zdobywczynie Korony Gór Polski wyruszają na kolejną wyprawę. Jest nas cztery – Joanna, Ola, Asia (moja siostra) i Ania (czyli ja). Brakuje tylko Anki, czyli naszej ,,szefowej”, która w tym samym czasie zdobywa znacznie wyższe góry znacznie dalej... 
 
Moda turystyczna. Rys. Anna Gawryś.

            Wyruszamy z Warszawy i pod wieczór docieramy do Nysy. Pierwszy nocleg wypada w ośrodku rekreacyjnym nad Jeziorem Nyskim. Miło jest przyjechawszy w góry spacerować wieczorem po plaży. Mimo to w ośrodku czujemy się trochę nieswojo – pośród dziewcząt w strojach kusych i opiętych oraz młodzieńców w dresach nasze peleryny wydają się nie na miejscu. Wracamy więc do naszego domku i jeszcze długo w nocy wsłuchujemy się w odgłosy dobiegające z dancingu.

 Dzień 2

    Rozkład jazdy. Rys. Anna Gawryś. 

   Rano przykra niespodzianka – pada. Na dodatek okazuje się, że źle odszyfrowałyśmy rozkład jazdy autobusów. Mimo trudności komunikacyjnych docieramy do Pokrzywnej i wdrapujemy na Biskupią Kopę – najwyższy szczyt Gór Opawskich. Na szczycie znajduje się zbudowana w 1880 roku wieża widokowa. Z wieży rozpościera się widok na cztery strony świata, a że widoczność jest wyśmienita, udaje nam się nawet wypatrzyć w oddali Śnieżnik. Oglądamy piękny zachód słońca i schodzimy nieco niżej do schroniska.

 Dzień 3

            Dziś przemieszczamy się intensywnie. Schodzimy z Biskupiej Kopy i docieramy do Głuchołaz. Stąd autobusem do Nysy i dalej do Kłodzka. Przy okazji w ekspresowym tempie zwiedzamy wszystkie te miasta. Nasze ekspresowe zwiedzanie polega na biegu na rynek, zrobieniu kilku zdjęć i biegu z powrotem na dworzec autobusowy.

Zwiedzanie miast w tempie ekspresowym. Rys. Anna Gawryś. 

Dzień 4

Dzień zaczynamy od wizyty u optyka. Dnia poprzedniego udało mi się stanąć w bucie górskim na moich okularach przeciwsłonecznych, co niekorzystnie odbiło się na ich kształcie. Miły pan optyk nie tylko przywrócił okularom dawny kształt, ale w dodatku uczynił to zupełnie za darmo. Pokrzepione tym miłym początkiem dnia ruszamy autobusem do Bystrzycy Kłodzkiej.

Bystrzyca okazuje się być miłym, ładnym miasteczkiem. Jest tam kilka ciekawych zabytków, dwie baszty widokowe i pręgierz z 1566 roku służący  niegdyś do karania włóczęgów i innych niegodziwców. Największą perełką Bystrzycy jest utworzone w 1964 roku Muzeum Filumenistyczne, jedyne tego typu muzeum w Polsce i jedno z nielicznych na świecie. Muzeum ma w swoich zbiorach krzesiwa i przepiękne zapalniczki oraz etykiety zapałczane z całego świata. Niektóre z nich to miniaturowe dzieła sztuki. Nas najbardziej zauroczyły polskie etykiety z lat pięćdziesiątych – ale to już temat na zupełnie inną historię.

Jak dobrze nam zdobywać góry... Rys. Anna Gawryś.

Z Bystrzycy ruszamy dalej szlakiem do przełęczy Spalona. Szlak wiedzie z początku zupełnie komfortowo zacienioną alejką wzdłuż szosy. Wkrótce jednak zaczynamy się wspinać ostro pod górkę. Szlak biegnie prawie cały czas lasem. Las w sierpniu robi niezwykłe wrażenie. Jest bardzo cichy – ptaki już nie śpiewają, czasem tylko nawołują się cichutko. Słychać za to drzewa – gdy wieje wiatr suche drzewa trzeszczą i skrzypią jak drzwi od starej szafy.

Pod wieczór docieramy do schroniska Jagodna, na przełęczy Spalona. W schronisku tym najmilsza jest stołówka, a w niej kolekcja malowanych drewnianych ptaszków, stare sprzęty, żelazka na duszę... A na werandzie niemalże muzeum porcelany, starych zdjęć i pamiątek.

Dzień 5

            Wyruszamy na Jagodną – z przełęczy to tylko godzina drogi, trochę przez las, trochę przez trawy, trochę przez bagniste kałuże. Jesteśmy zawiedzione, bo jagódek mało i jakieś kwaśne... Ale ważne, że kolejny szczyt z korony zdobyty – najwyższe wzniesienie w Górach Bystrzyckich. Wracamy do schroniska, gdzie czekają nasze plecaki i już z pełnym obciążeniem ruszamy dalej. Po kilku godzinach wędrówki raz w słońcu, raz w deszczu docieramy do Zieleńca, do ciepłego schroniska Orlica.

Leje! Rys. Anna Gawryś.

Dzień 6

            Z Zieleńca wyruszamy na Orlicę ( najwyższy szczyt Gór Orlickich). Orlica opanowana jest głównie przez zbieraczy jagód, a że leży na granicy polsko- czeskiej, kręci się tu też strażnik graniczny. Schodzimy dalej do Drogi Orlickiej i podążamy w stronę Dusznik. Na Górze Parkowej udaje nam się zgubić szlak i wychodzimy co prawda w Dusznikach, ale na przeciwnym ich końcu niż zamierzałyśmy. Trochę to wstyd dla turysty górskiego zgubić się na Górze Parkowej w uzdrowisku, ale najgorsze jest to, że nie mamy  żadnych widoków na nocleg. Rozpoczyna się właśnie Festiwal Chopinowski, zjechały się sławy pianistyczne z całego świata i rzesze melomanów zajmując wszystkie wolne pokoje. Słońce praży, a my snujemy się smętnie po deptaku. Towarzystwo dokoła wykwintne i eleganckie, czego nie da się powiedzieć o nas. Po całym dniu wędrówki wzdłuż szosy człowiek nie wygląda na widza festiwalu chopinowskiego... Gdy wydaje się, że przyjdzie nam koczować na deptaku, miły pan z biura turystycznego znajduje nam nocleg w domu wycieczkowym ,,Pod Muflonem’’. Trzeba się tam tylko wspiąć czterdzieści minut pod górę. Schronisko ,,Pod Muflonem” jest całkiem przyjemne, a tuż przy nim rośnie przepiękny, stary jesion ,,Bolko’’. Tu regenerujemy siły po całym dniu. Trzeba przyznać, że uzdrowisko zupełnie nas wykończyło.

Włóczędzy w uzdrowisku. Rys. Anna Gawryś. 

 Dzień 7

Od rana pada. Joanna i Ola kupują pelerynki dla swoich plecaków. Ja z Asią mamy wielgachne peleryny, które zakrywają dokładnie człowieka i plecak. Bardzo praktyczne, chociaż wygląda się w nich jak namiot na nóżkach.

            Idziemy kilka kilometrów szosą do Łężyc, a stąd szlakiem przez las wchodzimy do Parku Narodowego Gór Stołowych. Podejście pod Skały Puchacza jest bardzo strome, idzie się wzdłuż kamiennej rynny, którą niegdyś staczano głazy do budowy Twierdzy Kłodzkiej. Otacza nas mgła, z której wyłaniają się ogromne świerki. Między konarami wielkie pajęczyny pokryte kropelkami deszczu, wkoło paprocie i omszałe kamienie. Czułybyśmy się zupełnie baśniowo, gdyby nie chlupanie w butach.

Niebieski szlak ze Skał Puchacza do Karłowa. Fot. A. Gawryś.   Czasem trzeba przekroczyć taką szczelinę... Fot. A. Gawryś.

Docieramy na Skały Puchacza, a potem wędrujemy dalej niebieskim szlakiem. Pod nami urwiska i skalne szczelinki, na brzegach których kwitną wrzosy. Ze skałek rozpościera się piękny widok na Łężyce i drogę do Karłowa. Góry ,,parują” po deszczu (Joanna mówi, że to niedźwiedzie warzą piwo). A po prawej stronie mamy las i ,,opowieści z mchu i paproci”.

W końcu przez skałę Narożnik schodzimy do szosy i docieramy do Karłowa. Tam czeka już na nas zarezerwowany pokoik w prywatnym schronisku ,,Pod Szczelińcem”

Dzień 8

Szczeliniec Wielki jest popularny wśród turystów... Rys. A. Gawryś.

Jeśli chodzi o pogodę niewiele się zmieniło – peleryny sprzedają się w Karłowie jak świeże bułeczki. Niezrażone idziemy na Szczeliniec. Z Karłowa to tylko około godzina drogi. Potężny masyw Szczelińca o charakterystycznym, płaskim szczycie świetnie widać z dołu. Na szczyt dociera się po kamiennych schodach – a jest ich ponad 600. Szczeliny na Szczelińcu bywają głębokie na kilkanaście metrów i są rzeczywiście imponujące. Przeciskając się między skałami ocieramy się o zimną i wilgotną galaretkę glonów. Nasza wyobraźnia nieco szwankuje bo udaje nam się przeoczyć większość słynnych form skalnych.  Jakoś nie przypada nam do gustu człapanie noga za nogą w ogromnym tłumie.

 Dlatego tak szybko jak się da schodzimy ze Szczelińca i podążamy w kierunku Radkowskich Skał. Tam odkrywamy Baszty – miejsce magiczne. Rozsiane tu i ówdzie skałki rzeczywiście przypominają ruiny starego zamczyska. Ze skalnego urwiska rozpościera się przepiękny widok na Szczeliniec i na Radków. Widoczność mamy świetną, bo właśnie pokazało się słońce (po dwóch dniach nieobecności witane przez nas bardzo entuzjastycznie).

Niezwykłe widoki z Baszt. Fot. A. Gawryś..

Niezwykłe widoki z Baszt. Fot. A. Gawryś. 

Skalne mini-jeziorko na Basztach. Fot. A. Gawryś. 

Szczególną miłośniczką skał okazuje się Ola, która skacze nad przepaściami jak kozica. Ja tymczasem, będąc istotą o bardzo słabych nerwach, siadam sobie w bezpiecznej odległości dwudziestu metrów od krawędzi i pojękuję nerwowo gdy ktoś trochę się wychyli.

Słońce zachodzi i zaczyna się ściemniać schodzimy więc do Drogi Stu Zakrętów i autostopem wracamy do Karłowa.

Niektórzy lubią urwiska... Rys. A. Gawryś. 

Dzień 9

Dziś zwiedzamy sanktuarium w Wambierzycach, poczym wędrujemy śliczną łąką w kierunku Skalnych Grzybów. Chociaż bardziej znane, robią one na nas ciut mniejsze wrażenie niż Radkowskie Skały. Może dlatego, że nie oglądamy ich w tak pięknym świetle.
Dostrzegamy jednak nieco ,,grzybopodobnych” skał.

 Skalne grzyby. Fot. A. Gawryś.

Niektóre Skalne grzyby przypominają raczej Muminki. Fot. A. Gawryś.  Dorodny Skalny Grzyb. Fot. A. Gawryś.

 Dzień 10

Moment kryzysowy. Rys. A. Gawryś. 

Rano przenosimy się z Karłowa do schroniska w Pasterce, a stąd idziemy na Błędne Skały. Słynny labirynt skalny rzeczywiście jest niezwykły – niektóre szczeliny między skalnymi ścianami są tak wąskie, że trzeba przesuwać się bokiem. Widzimy niestety niewiele, bo jest bardzo mgliście i dżdżysto.

Droga przez Błędne Skały wymaga pewnej zwinności... Fot. A. Słupecka.  Droga przez Błędne Skały wymaga pewnej zwinności... Fot. A. Słupecka.

Dzień 11

Spacerkiem przekraczamy granicę czeską na przejściu w Ostrej Górze i przez śliczną wioskę Machovska Lhota dochodzimy do Machova. Lokalne autobusy jeżdżą dość rzadko, co odkrywamy po dwóch godzinach oczekiwania. Dojeżdżamy do stacji kolejowej Police nad Metují. Stąd pociągiem docieramy do stacji Teplice Skály. Bez trudu znajdujemy ładny, tani pokoik w małym pensjonacie opodal stacji, tuż koło wejścia do rezerwatu. Odkrywamy, że ceny w Czechach są całkiem przystępne, a także, że polscy turyści są nieco rozpieszczeni. Okazuje się, bowiem, że sklepy w Teplicach zamykane są najpóźniej o osiemnastej – potem życie prawie zamiera i spotykamy jedynie Polaków, którzy, jak my, szukają sklepu spożywczego.

Dzień 12

Ruszamy w Teplickie Skały. Niedaleko wejścia do rezerwatu znajduje się miejsce zwane Ozvěna (Echo). Dwóm małym chłopcom rzeczywiście udaje się wywołać piękne echo, jednak nasze nieśmiałe okrzyki dają mizerny rezultat.

Nieco dalej sieć schodów i drabin wiedzie nas na punkt widokowy zwany Zamkiem. Podobno kiedyś stał tam prawdziwy zamek, choć biorąc pod uwagę skalistość i stromość stoku trudno w to uwierzyć.

Jeszcze w drodze do Skalnego Miasta mijamy niezwykłe formy skalane – mrożący krew w żyłach Topór Rzeźnicki, Skarbnika skulonego w swojej jamce oraz Głowę Konia z pięknymi chrapami i prawdziwą trawą rosnącą między kamiennymi wargami. Wielką pomocą dla wyobraźni są strzałki z nazwami w trzech językach wskazujące na odpowiednie skały. 

Dochodzimy do Skalnego Miasta i idziemy dalej szlakiem okrężnym, głębokimi, czasem sklepionymi kanionami. Czasem skały ,,wyrastają” tuż przed nosem, czasem trzeba wysoko zadzierać głowę, aby dojrzeć jakieś skalne zwierzątko przycupnięte nad urwiskiem. Co jakiś czas otwiera się przed nami rozległa panorama na wielkie bloki piaskowcowe. Szlak przecinają szemrzące i migoczące górskie strumyczki. W pewnym momencie wchodzimy w Zaświaty – wsuwamy się wąskim przejściem do głębokiego, ciemnego tunelu, o ścianach pokrytych grubą warstwą glonów. Pełne wrażeń wracamy ze Skalnego miasta do Teplic, a że jest jeszcze wcześnie, wybieramy się na Lokomotywę – skałę położoną nad Teplicami, z której rozpościera się widok na miasteczko.

Rzeźnicki Topór. Fot. A. Gawryś. 

 Skalne miasto. Rys. A. Gawryś.  

  Dzień 13

 Dzisiaj druga odsłona Adrspašsko- Teplickich cudów. Pogoda idealna – słoneczko i lekka bryza. Dwuwagonową, benzynową kolejką  jedziemy do Dolnego Adršpachu. Stacja kolejki jest tuż obok wejścia do rezerwatu, wchodzimy więc i oczom naszym ukazuje się turkusowe jeziorko o wysokich skalistych brzegach.

Jeziorko w Adršpachu. Fot. A. Gawryś. 

Kontemplujemy uroki jeziorka obchodząc je dookoła, poczym ruszamy w skały. Mijamy Fotel Karkonosza, mniejszy i bardziej przysadzisty Fotel Babuni oraz Dzban – obok Kochanków chyba najsłynniejszą z Adrspašskich skał. Na mnie jednak największe wrażenie robi Rynek Słoni. Jest to mały, okrągły placyk, na który wychodzi się z ciemnego skalnego korytarza. Wystarczy przyjrzeć się przez chwilę i dostrzega się stojące wkoło skalne słonie – małe, duże i wielgachne z długimi, zwieszonymi trąbami. Zupełnie magiczne miejsce...

Wśród trąb. Fot. A. Gawryś. 

 Rynek Słoni. Fot. A. Gawryś.

Idziemy na przemian w górę i w dół po stopniach, wdrapując się na rozmaite punkty widokowe, a czasem schodząc w głębokie wąwozy. Przeciskamy się też przez małą jaskinię zwaną Mysią Dziurą. Zataczamy pętlę i wracamy do miejsca w którym odchodzi szlak do Teplic.

Zanim zapuścimy się w łączący dwa skalne miasta Wilczy Wąwóz  (Vlči Rokle), rzucamy okiem na wodospad, przy którym Goethe szukał inspiracji i udajemy się na rejs po drugim z adrspašskich jeziorek. To jeziorko jest dużo mniejsze, bagniste i pokryte rzęsą – ogólnie niezbyt malownicze. Jednak przejażdżka okazuje się bardzo miła – opowieści pana przewoźnika są urocze, choć nieco makabryczne... Na jeziorku można też spotkać wodnika Szuwarka z małżonką oraz inne dziwy.
            Całe i zdrowe docieramy na brzeg i przez torfowiska i lasy wracamy Wilczym Wąwozem do Teplic.

Tajemniczy Wilczy Wąwóz. Fot. A. Gawryś. 

 Dzień 14

        Kończy się nasza zagraniczna wycieczka – dojeżdżamy pociągiem do Nachodu, gdzie łapiemy autobus do Kudowy. W schronisku w Kudowie nie ma miejsc, jednak udaje nam się znaleźć nocleg w domu wczasowym FWP. Później  już do końca dnia oddajemy się słodkiemu lenistwu.

Dzień 15

            Pociągiem pośpiesznym z Kudowy wracamy do Warszawy. Trochę nam żal zostawiać za sobą tyle nieprzetartych szlaków, ale za to w domu czeka troszkę już stęskniona rodzina, ciepła kąpiel i pralka – marzenie wędrowców. Więc jednak miło jest wracać...

 Opowieść ukazała się w serwisie www.tramp.travel.pl

Więcej o chodzeniu sobie w Górach Opawskich, Bystrzyckich, Stołowych i Orlickich można przeczytać w opowieści koronnej "15 dni włóczęgi - reaktywacja".

Więcej opowieści koronnych

Powrót do strony głównej. 

Zmieniony ( 18.03.2011. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »