Strona główna arrow G. Świętokrzyskie 2003/04
Beskid Niski 2003
Redaktor: Anna Gasek, Anna Gawryś   
09.09.2009.

 KORONA GÓR POLSKI

Beskid Niski - szlakiem drewnianego budownictwa sakralnego.

2003 rok.

Z dziennika podróży

Droga z Wysowej do Krynicy. Fot. A. Gawryś. 

Wyprawę zaczynamy krótką wizytą w Bieszczadach. Ta wizyta ma charakter muzyczny - słuchamy koncertów festiwalu Bieszczadzkie Anioły. Muzyka Starego Dobrego Małżeństwa jak zwykle miła jest dla ucha, ale atmosfera panująca na imprezie nieco nas rozczarowuje. No cóż, niektórzy miłośnicy Krainy Łagodności mają nieco szorstkie obyczaje...
Z Bieszczad wyruszamy na właściwy szlak tej wyprawy - tym razem w Beskid Niski. Celem głównym jest zdobycie Lackowej, a przy okazji obejrzenie po drodze, czego się da.  Wkrótce okazuje się jednak, że stare drewniane cerkiewki tak nas urzekły, że to Lackową i inne góry zdobywamy niejako "przy okazji," pędząc od jednej uroczej cerkiewki do drugiej.
I pod koniec wyprawy okazało się, że zdobyłyśmy w zasadzie tylko jedną porzędną górę, za to 22 cerkwie, 9 kościołów i ruiny jednej synagogi.

Komańcza - Jaśliska - Dukla

 W jeden dzień udało nam się zwiedzić, co było do zwiedzenia w Komańczy, złapać autobus do Jaślisk... i utknąć tam na dłuższy czas bez specjalnych perspektyw na wydostanie się. Znowu okazało się, że nie umiemy czytać rozkładów jazdy. Uratował nas autostop, choć i z nim ciężko było! Do Dukli dotarłyśmy dziwnie zmęczone, choć przecież mało tego dnia przeszłyśmy. Chyba jednak czekanie na litościwego kierowcę tak nas wycieńczyło.

Chyrowa – Polany – Krempna

Z Dukli wychodzi się żółtym szlakiem, najpierw na bezleśne wzgórze z widokiem na miasto, potem przez zarośla i lasy, drogami dość błotnistymi. Tak dochodzi się do opustoszałej osady Kolonia Zawadówka, gdzie obok ruin domów i starych sadów, znajduje się jakby pomnik. Na ułożonym z kamieni murku, obsadzonym mchem i ozdobną trawą, leży kamień z inskrypcją

Błyskawiczne zwiedzanie Dukli. Fot. A. Gasek. 

Kochaj dopóki możesz
Póki dane Ci miłowanie
Nim zajdzie dzień
Nim zajdzie dzień
Który nad grobem stanie.

Nad kamieniem pochylają się dwie ogromne lipy, a pod nimi stoją dwie ławeczki. I nic nie wiadomo na ten temat...

Do Chyrowej (lub Hyrowej, jak głosił napis na drogowskazie) schodzi się po niezalesionym i "niezakrzaczonym" zboczu. Ta część szlaku, ze względu na brak naturalnych tyczek, otyczkowana jest sztucznie, a na tyczkach umieszczone są znaki szlaku. Po przejściach w Beskidzie Wyspowym, gdzie znaki trzeba było wykopywać spod zielska , to takie rozwiązanie godne jest pochwały.

Chyrowa to maleńka wioska, jest tam szkolne schronisko młodzieżowe, ale nie ma sklepu (jak się później okazało w Beskidzie Niskim sklep przyjeżdża do klienta).

 Śniadanie przy cerkiewce. Fot. J. Gawryś.

 Przy cerkiewce jemy pamiętne "bezchlebowe  śniadanie" - nie ma chleba, nie ma sklepu, trzeba sobie  jakoś radzić. Powstają więc takie potrawy jak "roladki serowe z dżemem," "kawałeczki jabłkowe z dżemem," "serek topiony w sosie własnym" i "dżem wprost ze słoika." Źle nie było.
Przepisów nie podajemy, bo na nizinach nie smakuje tak dobrze.


Znajduje się tam również drewniana cerkiew greckokatolicka z 1770 roku, położona w zagłębieniu, z daleka wygląda ślicznie, ale z bliska widać, że wymaga remontu.W Polanach zadziwia nas cerkiew w stylu kijowskim - nie jest duża, ale w maleńkiej wsi wydaje się być wielkim gmachem, który w dodatku dokonał niezwykłej wędrówki w czasoprzestrzeni.

Do Krempnej wędrujemy drogą asfaltową, co tym razem zupełnie nam nie przeszkadza. Droga wije się urokliwie, pogoda jak marzenie, a przed nami kolejne atrakcje architektoniczne.
Cerkiew w Krempnej zdaje się składać do środka, co tylko dodaje jej uroku. Następnego ranka odwiedzamy jeszcze cmentarz wojskowy z czasów I wojny światowej. Wiele ich w Beskidzie Niskim, ale ten w Krempnej, przepięknie położony, niewielki i cichy wyjątkowo chwyta za serce.

Kotań – Świątkowa Mała – Świątkowa Wielka – Wołowiec – Bacówka „W Bartnem”.

Kolejne wioski, kolejne cerkiewki - w pewnym sensie podobne do siebie. Wioski w Beskidzie Niskim są niewielkie i senne, cerkwie, stanowiące niegdyś centralny punkt i dumę wsi stoją obecnie nieco zapomniane, otoczone zwykle kręgiem starych drzew. Niektóre miały pecha wpaść w ręce mało subtelnych konserwatorów, którzy wymieniali stary gont na blachę. A może to po prostu miejscowi chwytali się wszelkich możliwych sposobów, by uratować murszejące budynki...

Jednak nawet podniszczone i osamotnione, stare cerkiewki zachowały swój charakter - każda jest jednak inna, każda na swój sposób wpisuje się w krajobraz. A nas za każdym razem ogarnia podobne miłe uczucie, kiedy dochodzimy do starej cerkiewki i wdychamy cudowny zapach starego drewna.
Do Świątkowej Wielkiej wędrujemy szosą, nie ma więc żadnych problemów nawigacyjnych. Ze Świątkowej Wielkiej do Wołowca jest na mapie zaznaczona droga, oczywiście w naturze w pewnym miejscu droga się rozdwaja i trudno stwierdzić, która doprowadzi do wsi, na szczęście pomocna niewidzialna ręka zaznaczyła tę właściwą, dzięki czemu bez trudu dotarłyśmy na miejsce.

Droga do Wołowca. Fot. J. Gawryś.

W przewodniku przeczytałyśmy takie oto zdanie … „w Wołowcu około 1794 roku miał miejsce ślub zubożałego szlachcica polskiego Jana Zawadzkiego z córką miejscowego parocha (proboszcza unickiego) – wydarzenie wyjątkowe gdyż małżeństwa mieszane były wtedy na Łemkowszczyźnie bardzo rzadkie.” A dlaczego oni się pobrali? … Przewodnik na ten temat milczy, stworzyłyśmy więc własną wersję wydarzeń, i tak powstała Legenda o Janie i Mareszce . Nad wsią Wołowiec wznoszą się szczyty, jeden nazywa się Mareszka, a drugi Uherec, i tak jakoś wplotły się w opowieść.

Bacówka „W Bartnem” – z Wołowca czerwonym szlakiem przez piękny bukowy las dochodzi się do bacówki. Wygląd i rozplanowanie ma standardowe, nocleg w pokoju 5osobowym kosztuje 14 zł. od osoby. (9,5/16 punktów)

 

Bartne – Bodaki – Ropica Górna – Sękowa – Owczary Górne - ▲ Magura Małastowska – schronisko ‘Na Magurze Małastowskiej”.

Droga z Bartnego do Bodaków to ładnych kilka kilometrów,  a my mamy w planie zatoczyć dosyć dużą pętlę i to z dużymi plecakami. Cieszymy się więc, gdy udaje nam się złapać stopa... Radość nie trwa długo, gdyż okazuje się, serce na nasz widok zmiękło akurat kierowcy dostawczej furgonetki. W kabinie kierowcy mieszczą się tylko dwie z nas, pozostałe trzy lądują z tyłu. Niezbyt długa podróż po wyboistej drodze, po ciemku, na podłodze furgonetki wydaje się trwać wieki i niektóre z nas wychodzą na zewnątrz bladozielone. Całe szczęście jednak, że w Bodakach dogania nas ... sklep spożywczy.We wsiach po drodze prawie wcale nie było sklepów "stacjonarnych." Sklep przyjezdny zrobiony jest z autobusu, zatrzymywał się na żądanie klienta i można w nim bylo nabyć podstawowe produkty. Delikatesy to może nie były, ale udało nam się kupić świeżutkie drożdżówki i mleko. Na śniadanie w cieniu cerkwii i regenerację sił w sam raz.

 Fotogeniczna kapliczka w Bodakach. Fot. Joanna Gaczyńska. 

Przez Ropicę Górną docieramy do Sękowej, gdzie zwiedzamy jeden z najniezwyklejszych obiektów sakralnych w Polsce - malutki drewniany kościółek kryty ogromnym, spadzistym dachem. Szesnastowieczny kościółek inspirował Wyspiańskiego, Mehoffera i Tetmajera.

Nas jednak chyba bardziej zachwyciła urocza cerkiewka w Owczarach. Docieramy do niej po południu, jest przepiękny dzień, stare drewno pachnie obłędnie. Układamy się na dłuższą chwilę w cieniu cerkwii, słuchamy gdakania kur i bawimy się z małym kotkiem. Cudownie się tak odpoczywa, ale przed nami jeszcze droga do schroniska.
Mamy to, co lubimy najbardziej: starą cerkiew i małego kotka. Fot. J. Gaczyńska.

▲Magura Małastowska – Z Owczar Górnych dawną drogą do Małastowa dochodzi się na przełęcz pod Ostrym Działem, przez 45 minut idzie się lekko pod górę. Na przełęczy spotyka się szlak niebieski, który średnio ostro wprowadza na Ostry Dział. W sierpniu wielkie i słodkie jeżyny przy szlaku czynią tę drogę  wielce sympatyczną! Dalej idzie się kawałek po równym, potem trochę faliście, a na koniec 20 minut bardzo ostrego podejścia na Magurę Małastowską. Stąd już tylko 15 minut do schroniska „Na Magurze Małastowskiej”.

Schronisko „Na Magurze Małastowskiej” – schronisko z zewnątrz prezentuje się zachęcająco, co prawda przybyła mu mało gustowna metalowa drabina na samym przodku, ale z przepisami p/poż. nie należy dyskutować. Pokoje są całkiem przestronne, tylko jak zwykle problemem są toalety, tu na cały budynek były dwa kibelki, jeden prysznic i jedna umywalka. Nie chciałabym się tam znaleźć przy pełnym obłożeniu obiektu! (12/16 punktów).

Cmentarz wojskowy na Przełęczy Małastowskiej – Oderne – Uście Gorlickie – Kwiatoń – Skwirtne – Wysowa.

Ze schroniska idziemy mały kawałek do cmentarza na Przełęczy Małastowskiej. Dzięki usytuowaniu w pobliżu drogi z Gorlic do przejścia granicznego w Koniecznej jest to najlepiej utrzymany i najczęściej odwiedzany cmentarz z okresu I wojny światowej w Beskidzie Niskim. Całe założenie, będące dziełem Dušana Jurkoviča zwraca uwagę ciekawym projektem i rozmachem wykonania. Trzeba przyznać, że Korpus Grzebalnictwa Armii Austriackiej zrobił naprawdę dobrą robotę - miło by było, gdybyśmy nie zaprzepaścili ich pracy, jak to się dzieje na innych cmentarzach w tym rejonie.

 Wracamy do schroniska po plecaki i ruszamy do Odernego najpierw szlakiem żółtym i zielonym idziemy słabo wydeptanymi ścieżkami dość monotonnie przez las, następnie skręcając za znakami żółtymi wychodzimy na otwartą przestrzeń z widokiem na okoliczne góry. W Odernem jest drewniany kościółek, ale po tym co już widziałyśmy wydawał się mało atrakcyjny.

Jest upalny dzień i do Uścia Gorlickiego  docieramy dość zmęczone. Najgorszy odcinek czeka nas jednak za Uściem Gorlickim - droga w skwarze wzdłuż szosy nie należy do przyjemności, zwłaszcza, jeśli tą samą drogą, w tym samym czasie zmierzają na swój zlot motocykliści! Uroda cerkiewek w Kwiatoniu i nieco dalej w Skwirtnem sprawia, że zapominamy o upale i jakichkolwiek innych niedogodnościach.

Ze Skwirtnego zielonym szlakiem przechodząc przez elektryczne pastuchy podchodzi się na Skałkę, droga jest „po byku”, godzina ostrego podejścia. Następnie około pół godziny prawie po płaskim i znowu 15 minut ostro pod górę na Kozie Żebro. Z Koziego Żebra zejście ostro lub średnio w dół, po obu stronach drogi jeżyny wielkie i słodkie jak miód. I tak od jeżyny do jeżyny  dochodzimy się do drogi asfaltowej i po 1 km jesteśmy w centrum Wysowej.
Wysowa jako uzdrowisko nastawiona jest na kuracjuszy nie ma tu schronisk tylko pensjonaty, „plecakowiec” musi się natrudzić, żeby znaleźć coś dla siebie. Szczególnie, gdy noc już zapadła...

Wysowa - Blechnarka - Obycz - Wysowa.

 
Blechnarka. Fot. A. Gawryś.
Znów w uzdrowisku i znów czujemy, że niezbyt pasujemy do tutejszego klimatu... Znacznie bardziej "na miejscu" czujemy się w cichej, spokojnej Blechnarce. Niegdyś była to duża wieś, po akcji "Wisła" zostało jedynie kilkanaście gospodarstw.
To jedna z wielu takich osad w tym rejonie Polski...

Wysowa – Cigelka – Ostry Wierch – Przełęcz Pułaskiego – Lackowa (997 m n.p.m.) – Przełęcz Beskid – Izby – Bieliczna – droga pomyłkowa – Ostry Wierch – Cigelka – Wysowa.
 
Przed nami Lackowa (997 m) – najwyższy szczyt Beskidu Niskiego. Z Wysowej zielonym szlakiem lekko pod górę dociera się po 50 minutach na Cigelkę, gdzie znajduje się turystyczne przejście graniczne. Następnie godzinę podchodzi się ładnym bukowym lasem na Ostry Wierch, zejście z Ostrego Wierchu, jak sama nazwa wskazuje, jest ostre. Później następuje ostre podejście na Lackową. Ale to wszystko, to tylko "preludium" przed prawdziwymi atrakcjami! Zejście z Lackowej  zachodnią ścianą jest po „dwóch bykach”, nachylenie stoku wynosi chyba 800, a pod nogami turlają się drobne kamyczki. Jedyną pociechą dla schodzącego są buczki (ciekawe dlaczego tak łukowato wygięte). W środkowej części zejścia wiedziałyśmy już skąd wzięła się metafora „skrzydląca się brama Lackowej”-  na tym stoku chwila nieuwagi i człowiek prawie dostaje skrzydeł. Na przełęczy Beskid pozostawiłyśmy zielony szlak i skręciłyśmy w drogę do Izb, wioski malowniczo położonej w dolinie z widokiem na Lackową.
 Lackowa zdobyta. Fot. Joanna Gaczyńska 

Skręcamy do Bielicznej -  obecne jest to pusta dolina z murowaną krytą gontem cerkwią, jedyną pozostałością po, istniejącej tu do II wojny światowej, wsi. Do 1985 roku cerkiew w Bielicznej popadała w ruinę, dopiero staraniem ks. Czekaja z Banicy została odrestaurowana i teraz cieszy oczy turystów. Atmosfera tego miejsca jest naprawdę niezwykła.

Leżąc pod cerkwią w tym urokliwym zakątku wydziergałyśmy opowieść związaną z Lackową, zwaną też Chorągiewką Pułaskiego, „Jak to Łemko Siwejko, chorągiewkami machał”.

 W drogę powrotną ruszamy od cerkwii w lewo i w górę. Myślałam, że idziemy w stronę czerwonego szlaku do Ropek, ale idąc dalej wyjeżdżoną przez spychacz przyszłą "autostradą," stwierdziłam, że dojdziemy do żółtego szlaku do Ropek. Wszystko okazało się nieprawdą: wylądowałyśmy na zielonym szlaku pod Ostrym Wierchem. Musiałyśmy tę górę zdobyć jeszcze raz tego dnia na dodatek od tej gorszej strony.  Z Ostrej Góry do Wysowej udało się wrocić już bez topograficznych zawirowań, a w nagrodę miałyśmy jeszcze piękny zachód słońca w dolinie.

Cerkiew w Bielicznej. Fot. A. Gawryś.

Wysowa – Ropki – Izby – Banica – Mochnaczka Niżna – Krynica.

Z Hirki lub Sołedca (ludzie w dwóch wsiach inaczej nazywali jedną górę) roztacza się wspaniały widok na Lackową i cerkiew w Izbach. Cerkiew w Banicy jest ciemnobrązowa, a dachy kryte są blachą, brama jest jednocześnie dzwonnicą.
 Widok na Izby. Fot. Anna Gawryś.
Droga z Banicy do Mochnacki Niżnej jest bardzo pokręcona i trzeba się pilnować szczególnie gdy uwagę przykuwają jeżyny-bomby. Zejście do wsi jest zachwycające, mozaika pól, pasące się krowy śródpolne drzewa, po prostu bajka. Cerkiew w Mochnaczce Niżnej jest podobna do tej z Banicy tylko jaśniejsza.
 
Po drodze czekają nas dodatkowe miłe doznania. Skuszone szyldem "Ciasto" skręcamy do małego gospodarstwa i posilamy się genialnym ciastem drożdżowym.
Ciastem podzieliłyśmy się z przyjazną kurą. Fot. J. Gawryś.
Nieco dalej trafiamy na wyjątkowy widok - po niebie szybują dwa drapieżne ptaki, dorosły uczy młodego podniebnych akrobacji, a my stoimy w niemym zachwycie.

I tak docieramy do Krynicy i znów próbujemy się dostroić się do uzdrowiskowej atmosfery. Krynica straciła może nieco swojego dawnego blasku, ale wciąż na Górze Parkowej można spotkać wykwintnie ubrane panie w kapeluszach.

Pyszne ciacho przed uroczym domkiem. Fot. A. Gawryś.

 

 

Idąc sobie przez park na Górze Zdrojowej docieramy do Bocianiego Źródełka, które leczyło bezpłodność. Podobno kiedyś przyjechała tu księżna holenderska Julianna, ponieważ od wielu lat pozostając w związku małżeńskim z księciem nie mogła mieć dzieci. Julianna przyjechała leczyć bezpłodność do słynnego źródełka, którego doglądał dziarski Michałko, no i później wszystko skończyło się pozytywnie, a syn księżnej i tak bardzo był podobny do książęcego małżonka.

Przynajmniej taką historię opowiada nam emerytowany krynicki ginekolog, który obecnie umila sobie czas zagadując spotkane na Górze Parkowej damy... i plecakowe turystki.
Wersja oficjalna opowiada, że profesor Mieczysław Bukiet wynalazł kąpiele borowinowe, którymi leczono także bezpłodność. W 1939 roku korzystała podobno z tej metody księżna Julianna, z pozytywnym efektem po trzech latach.

I tak na ciekawych opowieściach i zdrojowych spacerach  dobiega końca ta jedna z najmilej wspominanych naszych wypraw...

 

  Zachód słońca w nagrodę za trudy wędrówki. Fot. A. Gawryś.

Więcej opowieści koronnych  

Image  

Zmieniony ( 18.03.2011. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »